Poza projektami w pozostałych zakładkach angażuję się również w nie mieszczące się
w tamtych kategoriach, czasami szalone inicjatywy. Uwielbiam zwiedzać światy – tak samo nasz, fizyczny, jak filmowe czy cyfrowe, ale również te mniej standardowe światy rodzące się z pasji i wyobraźni. W związku z tym staram się włożyć stopę w drzwi każdego miejsca gdzie czekają na mnie nowe wyzwania, kolorowe postaci i emocjonujące przygody.

Jeszcze w gimnazjum trafiłem do grona entuzjastów figurkowych gier bitewnych.
I choć już jakiś czas temu utraciłem samą pasję do bitewniaków, to właśnie one najbardziej ugruntowały we mnie żywe do dziś upodobanie odręcznego malowania
i modelarstwa. Z biegiem czasu to właśnie tworzenie najbardziej widowiskowych
i niebanalnych modeli stawało się dla mnie ważniejsze od (na mój gust) zjadających
za dużo czasu i za mało satysfakcjonujących gier bitewnych.

Nawet obecnie, gdy nie gram już w bitewniaki, ciągle wykorzystuję dokładnie te same zdolności sporadycznie malując figurki w grach planszowych oraz kultywując własną tradycję malowania przesadnie ambitnych wielkanocnych (chociaż często niezbyt „wielkanocnych”) jajek.

Po naciśnięciu miniatur można obejrzeć część figurek,
a pełniejszą galerię moich modeli można obejrzeć na tym portalu. Umiejętność malowania i modelowania dała mi też niestandardowe spojrzenie na tworzenie rekwizytów, kostiumów i – ogólniej – materializowanie fantastycznych wizji.

Nigdy nie byłem szczególnie zaangażowany w aktorstwo czy LARP. Ale samo przenoszenie szalonych postaci (również z filmów czy gier) do rzeczywistości mnie ekscytuje. Widzę w tym przede wszystkim ambitne, kreatywne wyzwanie: jak przy nakładzie możliwie skromnych środków
i pracy stworzyć jak najbardziej widowiskowe (a w przypadku adaptacji wierne) reprezentacje fantastycznych postaci? Z tego względu uwielbiałem zawsze imprezy Halloweenowe, na których wcielałem się między innymi
w Doctora Who, Edwarda Nożycorękiego czy – ostatnio
– Viktora Frankensteina. Za każdym razem własnoręcznie kompletując
i przygotowując strój z tego co byłem w stanie łatwo zdobyć lub manualnie stworzyć.

Te zdolności oraz pasję
do kreatywnego modelarstwa (o której niżej) wykorzystywałem również przy projektach filmowych tworząc praktycznie od zera skomplikowane rekwizyty. Tak było chociażby przy powstawaniu filmu Poza Widokiem, ale to Wyjdzie w Graniu dało mi w ostatnim czasie najwięcej okazji do eksperymentowania
z szybkimi, budżetowymi, ale adekwatnymi
do danego filmu kostiumami i gadżetami.

Rodzicom zawdzięczam wiele rzeczy – często bardziej, a czasami mniej pozytywnych. Jedną z tych pierwszych było od lat zamiłowanie (oraz możliwość) podróżowania. Już jako dziecko,
a następnie nastolatek miałem okazję odwiedzić między innymi Hiszpanię, Egipt czy Turcję. Wielokrotnie zatrzymywałem się w słonecznej Chorwacji, jeździłem do mojej rodziny w Niemczech i cieszyłem wspaniałym klimatem Austrii.

Od zawsze w podróżach najbardziej interesowali mnie ludzie, niepowtarzalne miejsca i lokalna kultura, a nie luksusy lub pasywny odpoczynek. Z wiekiem to nastawienie tylko potęgowało i dlatego gdy dostałem okazję pracy w Stanach Zjednoczonych od razu zacząłem planować jak najbardziej ambitną i dziką podróż,
w trakcie której uda mi się doświadczyć możliwie najwięcej.

Z tym samym nastawieniem ruszałem później w równie dziką, samochodową podróż po Europie odwiedzając Szwajcarię, Monaco, ale przede wszystkim dogłębnie eksplorując południe Francji
i szczególnie bliskie mojemu sercu Włochy. Włochy do których zresztą na przestrzeni lat wracałem wielokrotnie ze względu na niesamowitą kuchnię, różnorodność krajobrazów, a także pozytywnych, przepełnionych słońcem ludzi!

Bardzo dużo zawdzięczam w moim życiu muzyce. To w dużej mierze dzięki niej poznałem i znalazłem wspólny język z moją wieloletnią partnerką. Była wtedy perkusistką szalonego, surf-rockowego zespołu. Tworzyli świetną muzykę, a ja starałem się z całych sił ją w tym wspierać fizycznie i psychicznie.

Ale już wcześniej muzyka bardzo mnie poruszała. Gdy jako młody nastolatek wybrałem się na koncert AC/DC pierwszy raz poczułem wolność i moc bijącą z nieokrzesanego rocka! Później przez lata wynajdywałem naciekawsze brzmienia, przygotowywałem własne składanki i odnajdowałem nić porozumienia z różnymi artystami. Na dłużej zatrzymałem się przy rockowej, kulturze hipisowskiej, która kształtowała się głównie w Kalifornii lat 60-tych. Te brzmienia opowiedziały mi czym jest ówczesna, amerykańska kontrkultura, a filozoficznie zaintrygowały koncepcją pacyfizmu i kwestią realności jego wprowadzenia w życie.

Zdarzało mi się również próbować swoich sił w grze na gitarze basowej. Zainspirowany twórczością popularnych garage rockowych duetów brzdąkałem z moją dużo bardziej zdolną partnerką. W tej dziedzinie zabrakło mi sił twórczych, determinacji i odkryłem, że dużo lepiej realizuję się w tworzeniu obrazów, gier
i pisaniu. Ale muzyka do dziś odgrywa w moim życiu bardzo ważną rolę, a zdobytą przez lata wiedzę często wykorzystuję. We wszystkim bowiem ważny jest rytm, tempo i umiejętność zaskoczenia odbiorcy niespodziewaną wariacją danego motywu.

Na przestrzeni lat angażowałem się również w szereg innych „światów” i gromadziłem wiedzę o rzeczach (przynajmniej powierzchownie) zupełnie niepowiązanych
z wymienionymi projektami. Przez kilka lat regularnie trenowałem bilard pod okiem zawodowego trenera, na uniwersytecie również pod okiem trenerki uprawiałem wspinaczkę. Do dziś staram się regularnie odwiedzać ściankę. Uwielbiam
motoryzację, ale także jazdę na rowerze.
Od małego uwielbiałem też szaleć na
nartach – może nawet za bardzo
na czym ucierpiało moje kolano.
Ale na szczęście dzięki dobrej opiece odzyskałem w nim praktycznie
pełną sprawność.

Dobrze się czuję na „obcym terytorium”
i szybko przyswajam wiedzę
o dziedzinach, które jeszcze wczoraj
mogły być mi zupełnie obce. Nie
przeraża mnie mieszająca się
z lękiem ekscytacja tym co nieznane
i właśnie ta mieszanka często
podpowiada mi, że idę
w dobrym kierunku.